Pani Yuliia przyjechała do Polski kilka lat temu. Gdy rozpoczęła się wojna na Ukrainie, zgłosiła się jako wolontariuszka do pomocy w punkcie zbiorowego zakwaterowania uchodźców w Schronisku Młodzieżowym przy ul. Energetyków.
– Byli szczęśliwi, że mają gdzie mieszkać, ale nie wiedzieli co dalej robić i jaka będzie ich najbliższa przyszłość. Mieli jednak dach nad głową, a to najważniejsze, a także żywność i najpotrzebniejsze artykuły. Od początku mogli również liczyć na pomoc pracowników Dzielnicowych Ośrodków Pomocy Społecznej – opowiada pani Yuliia.
Zadanie pani Yulii polegało głównie na byciu tłumaczem.
– Pamiętajmy, że niektórzy nie rozumieją ani słowa po polsku i dlatego często nie wiedzą, czego się od nich oczekuje. Czułam dużą satysfakcję, gdy wspierałam ich jako tłumacz. Mogłam im co nieco podpowiedzieć, aby wiedzieli kogo i co mogą sami zapytać – objaśnia.
Oprócz pracy jako tłumacz pani Yuliia aktywnie włączyła się także w pomoc m.in. przy dystrybucji darów. Jak podkreśla nie spodziewała się tak dużej skali pomocy i zaangażowania mieszańców. Zauważa również, że nieodłączną częścią codzienności uchodźców pozostaje niepewność i kłopoty związane z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości. Chociaż, jak stwierdza, w obecnej sytuacji znacznie lepiej odnajdują się ludzie młodzi, uczący się w lokalnych szkołach oraz niektórzy dorośli, którzy np. mieli taką możliwość i już podjęli zatrudnienie. Są jednak osoby np. kobiety z małymi dziećmi i seniorzy, którzy cały czas wymagają dedykowanego wsparcia.
– Życie w ciągłym oczekiwaniu nie jest dobre. Większość docelowo chce wrócić do Ukrainy. Byli też tacy, którzy pojechali dalej do innych państw lub innych miast w Polsce, a niektórzy z nich wrócili do Gdyni – zaznacza.
– Tymczasowość życia poza ojczyzną, strach o to, czy jest do czego wracać, bo nie wiadomo czy dom jeszcze stoi, co dzieje się z bliskimi pozostającymi w Ukrainie oraz widoczne dopiero teraz zaburzenia psychiczne i traumy związane z przeżyciami wojennymi to tylko przykłady problemów, z którymi na co dzień zmagają się niektórzy z naszych gości – zauważyła Monika Księżpolska, kierownik dzielnicowego Ośrodka Pomocy Społecznej nr 2.
Bliskie osoby pani Yulii również pozostały w ogarniętym wojną kraju.
– Ja także się denerwuję, martwię i przeżywam wszystko. Na Ukrainie mam rodziców, kuzynki, znajomych. Moi rodzice wyjechali z miasta, w którym mieszkaliśmy. Tam po prostu nie można było zostać. Są obecnie w zachodniej Ukrainie. Jest trochę bezpieczniej, ale nie spokojnie – przyznaje.
Warto podkreślić, że oprócz wielu tłumaczy w pomoc uchodźcom zaangażowani są wolontariusze i pracownicy samorządu oraz różnych miejskich instytucji i organizacji. Zauważalny jest fakt, iż obecnie pomoc ewoluuje z etapu interwencyjnego wsparcia na rzecz długotrwałego planowania pomocy, aby nasi goście mogli odnaleźć się w gdyńskiej codzienności.
– Należy pamiętać, że rodziny z Ukrainy przybyły do nas w obliczu tragedii jaką jest wojna w ich ojczyźnie i niejednokrotnie ewakuowali się w dużym pośpiechu i bez wiedzy ile taka sytuacja może potrwać. Bądźmy wyrozumiali zwłaszcza dla tych, którzy postanowili pozostać w naszym mieście przynajmniej do czasu zakończenia konfliktu zbrojnego. Gdyński samorząd od początku stara się wspierać naszych gości na wielu płaszczyznach tak, aby ten często czasowy pobyt w Gdyni był dla nich przede wszystkim bezpieczny – podsumował Michał Guć, wiceprezydent Gdyni ds. innowacji.